wtorek, 20 grudnia 2016

Moja opowieść wigilijna ...




Zdecydowanie odradzam kupno żywego zwierzaka w charakterze prezentu gwiazdkowego.
Prezenty pod choinkę najczęściej kupuje się pod wpływem impulsu, rzadko bywają przemyślane i często nie sprawiają takiej radości jakiej byśmy się spodziewali. Mały problem jeśli obdarowany nie cieszy się z koszulki, szalika ale dużo poważniejsza sytuacja powstaje  gdy nietrafionym prezentem jest szczeniaczek lub mały kociak …. Przede wszystkim decyzja o zakupie żywego zwierzęcia  jest wspólną decyzja całej rodziny  i powinna być poprzedzona szczerą rozmową na temat podziału obowiązków.
 Zwierzę w domu  to nie tylko wielka radość  i zabawa ale również  odpowiedzialność i obowiązek.”

Ten tekst przesłałam na prośbę dziennikarki z portalu Trójmiasto.pl  , został umieszczony pośród innych wypowiedzi  jako głos hodowcy psów . Po czym przypomniałam sobie , że raz jedyny postąpiłam niezgodnie z powyższym twierdzeniem …
To było wiele lat temu …. Odbiór ówczesnego miotu przypadał w okresie bożonarodzeniowym i skóra mi cierpła , gdy telefon dzwonił i kolejna osoba  zwierzała się ze swego genialnego pomysłu aby kupić szczeniaczka pod choinkę swoim rodzicom, cioci i wujkowi , dziecku… Zadzwoniło nawet dziecko aby zamówić szczeniaczka …. Co gorsza – nikt wtedy nie wiedział nawet jak wygląda ta rasa ani tym bardziej jaki ma charakter. Ale nazwa brzmiała egzotycznie i to wystarczyło aby szczenię Rhodesian Ridgeback znalazło się w kategorii prezent pod choinkę – oryginalny , niepowtarzalny i pożądany.
Gdy zadzwonił młody człowiek i po kilku pytaniach powiedział , że chce kupić psa mamie , nie wytrzymałam i wypaliłam , że może kupić owszem ale pluszowego. Młodzieniec roześmiał się i powiedział , że z pluszakiem to nie da się spacerować , a mama potrzebuje aktywnego towarzysza  długich spacerów.  Odparłam mu , że skoro tak to niech mama sama przyjedzie porozmawiać , bo mowy nie ma aby szczenię wyjechało ode mnie w charakterze prezentu pod choinkę. Lekko zrozpaczony chłopak próbował jeszcze powiedzieć , że to ma być niespodzianka … Trudno , nie i już.  Chłopak umówił się ze mną jednak o oglądanie szczeniąt , pomyślałam , że będzie próbował mnie przekonać i  moje nastawienie było bardzo  sceptyczne.  Jakie było moje zdziwienie , gdy  oprócz młodego człowieka przyjechała jego ówczesna jeszcze dziewczyna … i mama.  Mama  okazała się świetną osobą , uśmiechniętą i aktywną , od razu rozwiała moje wątpliwości i na koniec z uśmiechem powiedziała mi , że od dłuższego czasu wysyłała sygnały w stronę dzieci , że przydałby się jakiś pies w domu , aż wreszcie położyła na stole kuchennym gazetę z moim ogłoszeniu o szczeniętach … No i wreszcie się domyślili! Śmiała się ze zdumionej miny syna.  Gdy wychodzili od nas , pani mrugnęła do mnie i powiedziała – jakby co , to mnie tu nie było , to ma być niespodzianka !
Dzieciaki jeszcze  raz przyjechały aby dobrać odpowiedni wiklinowy koszyk i wszystko odbyło się tak jak odbyć się nie powinno.  W poranek wigilijny przyjechali po odbiór ślicznej suczki z koszyczkiem i olbrzymią czerwoną kokardą . Oczywiście mama była  zaskoczona , ucieszona i popłakała się ze wzruszenia.  Widywaliśmy się  potem na wspólnych spacerach , w międzyczasie dziewczyna stała się żoną i syn wyprowadził się z domu . Mama została sama z suczką … 
Minęły chyba dwa lata gdy chłopak zadzwonił do mnie i  zdrętwiałym głosem  poinformował  mnie o nieszczęściu… Zdarzył się wypadek samochodowy. W samochód mamy , którym podróżowała razem ze swoją siostra i psem wjechała ciężarówka , siostra nie żyje , suka jest lekko poturbowana , a mama … w stanie ciężkim leży w szpitalu.  Rokowania są  niepewne.
Po dłuższym czasie mama  wybudziła się ze śpiączki i po jeszcze dłuższej rehabilitacji wróciła do domu … niestety na wózku.  Kontakt  z nią był mocno ograniczony , bo również  nie mówiła  i lekarze do końca nie potrafili odpowiedzieć czy rozumie to co dzieje się wokół niej. Zaproponowałam , że zajmę się suczka , przecież tyle mają problemów  i musza zorganizować opiekę nad mamą. Wówczas usłyszałam cos co będę pamiętać do końca życia. Chłopak cichym głosem powiedział , że suczka cały czas siedzi przy wózku mamy , kładzie głowę na jej kolanach a wtedy mama ożywia się i próbuje głaskać głowę suni … „To jest jak na razie  jedyny świadomy przejaw  życia  ze strony mamy , ale mam nadzieję , że skoro  czyni tyle wysiłku aby pogłaskać swojego ukochanego psa to będzie dobrze…. Nie mógłbym oddać ukochanej suni , teraz jest dla niej całym jej światem.”  To były słowa  młodego człowieka , któremu nagle życie zweryfikowało plany . Musiał przeorganizować swoje życie tak aby zaopiekować się niepełnosprawną mama , … i przez myśl mu nie przyszło aby oddać psa bo jest dodatkowym balastem….

1 komentarz:

  1. Z ogromną przyjemnością czytam Pani teksty. Nie dlatego, że od niedawna mieszka ze mną RHODESIAN. Pani po prostu fantastycznie pisze :)

    OdpowiedzUsuń