sobota, 31 grudnia 2016

Niewesole życzenia noworoczne



Koniec roku. Kolejnego roku..
Czas na refleksję.
Miło wspominam miniony rok – dużo podróżowałam, wiele czasu przeznaczyłam  dla przyjaciół i rodziny, osiągnęłam wiele sukcesów wystawowych. Niestety na miniony rok  cieniem kładzie się sytuacja polityczno-gospodarcza. Gdzieś na dnie mojej świadomości zawitał niepokój – o to co będzie, jaki będzie następny rok .  Nawet jeśli  nie myślę o tym zbyt świadomie , zajęta swoimi sprawami i problemami , gdzieś z głębi dobiega głos – hola, hola – jakie plany , a czy jesteś pewna że w 2018 roku będziesz miała paszport ? Hola, jakie wystawy w Europie ? A może będą granice i aby przejechać trzeba będzie uzasadnić cel wyjazdu .. Na piśmie , z trzema pieczątkami !
Oto jestem obywatelem śmiesznego państewka , rządzonego przez śmiesznych napuszonych ludzi owładniętych paranoją . Oto ci ludzie wybrani w demokratycznych wyborach przez sfrustrowaną MNIEJSZOŚĆ społeczeństwa dokonali zamachu na moją wolność i na moje poczucie bezpieczeństwa.
Mam doła. Jestem bardzo smutna i zaniepokojona . Nie mam zamiaru przyglądać się bezczynnie gdy banda niekompetentnych paranoików demontuje to co żmudnie przez lata składaliśmy do kupy.
Nie mam zamiaru zastanawiać się co takiego zrobiłam czy zrobiliśmy , że część społeczeństwa pobiegła jak w dym za demagogią i populizmem. Że trwa wyrzynanie watahy – tej w przenośni i nie.
Nie zgadzam się , że popełniłam grzech zaniechania , że mogłam uświadamiać ludziom jak dobrze żyje się w kraju w którym wszystko , a przynajmniej większość jest przewidywalna, gdzie człowiek z telewizora przemawia do mnie zrozumiałym językiem , gdzie zasady prowadzenia biznesu sa w miarę przejrzyste i nikt nie posądza mnie – właściciela firmy o wyłudzanie czegokolwiek od kogokolwiek.
Nie zgadzam się na rzeczywistość Anno Domini 2017 i na miarę swoich skromnych sił będę się starała ją zmienić !
To jest moje przyrzeczenie noworoczne , jakkolwiek brzmi to patetycznie
Za MOJA, WASZA I NASZĄ Wolność osobistą ! Wara wszelkiej maści pojebom od mojego życia!

piątek, 23 grudnia 2016

Rozmowa z psem i kotem




Jutro już Wigilia , tradycyjnie zwierzęta przemówią ludzkim głosem. 
Ha ha ha, nie ma takiej potrzeby. One cały czas mówią , tylko czy my chcemy ich słuchać ?
Gdy już opadnie ferwor świątecznych przygotowań , gdy już goście pójdą a my będziemy mogli odpocząć – przytulcie swoje ukochane  zwierzę i spróbujcie z nim pogadać. Ale jego językiem…
Psy przemawiają do nas całymi frazami – mówią gdy jest im dobrze, wesoło , gdy jest im żle i smutno , gdy są zmęczone i przestraszone… Tylko czy my je rozumiemy ? One rozumieją nas to pewne , lepiej niż nam się wydaje . O jakże ubogi wydaje się ludzki język w porównaniu z językiem psów, kotów lub koni.  O tym kiedyś też napiszę , ale dziś musze spędzić upojny czas na przygotowaniach do Wigilii…

Zyczę wszystkim wesołych i spokojnych Świąt oraz czasu aby pogadać ze zwierzakiem …. Z pewnością nie nawrzuca nam , choć miałby do tego wiele powodów ….

środa, 21 grudnia 2016

Ucieczki, polowanie i gonienie




Kiedyś przeczytałam w internecie  pytanie pewnej zafrasowanej właścicielki rodezjanki , jak oduczyć  sukę pogoni za zwierzyną … Problem tej pani polegał na tym , że jak sunia widziała na horyzoncie sarny to gnała za nimi jak szalona i mijała dłuższa chwila nim wróciła… 

Hmmm… jak oduczyć psa GOŃCZEGO gonienia za zwierzyną …?! Myślę , że najprościej byłoby wybrać inna rasę , która NIE JEST STWORZONA DO POGONI !  Ale już się stało , wybraliśmy rodezjana , choć to pies gończy .

Pytanie należy sformułować zupełnie inaczej – nie jak oduczyć sukę pogoni ale jak spowodować aby wracała do swojej pani ! 

Wszystkim swoim właścicielom szczeniąt zwracam na to uwagę – nauka powrotu jest NAJWAŻNIEJSZA , jest ważniejsza niż inne komendy … przynajmniej w przypadku rodezjana.  Moje szczenięta zawsze wracają na gwizd , cmokanie .. cokolwiek , bo przecież nie mogę przywoływać po imieniu .. zanim skończyłabym wymieniać imiona wszystkich szczeniąt zajęłyby się czymś zupełnie innym . Za każdym razem moje nawoływanie oznacza coś smacznego w nagrodę. Właścicielom szczeniąt nie pozostaje nic innego tylko kontynuować naukę powrotu. Ale nadchodzi taki moment w życiu każdego rodezjana , gdy ciepłe futerko pachnie znacznie lepiej niż smaczek w naszej ręce, ciepłe futerko oferuje dodatkową atrakcję w postaci podniecającej pogoni… zazwyczaj zakończonej fiaskiem , ale zawsze fajna zabawa … A gdy nasz psiak „ocknie „ się i  wroci  wreszcie do właściciela ( minął tylko momencik .. Jak to poł godziny ??? Sekundka , niemożliwe że to było pół godziny!!!), to co go czeka ..?  Złość i reprymenda oraz zapięcie na smycz…  Właśnie rozpoczęliśmy naukę ODUCZANIA naszego psa powrotu… Zrozumcie mnie właściwie – NIE ODUCZYCIE PSA GOŃCZEGO GONIENIA ,  ale możecie nauczyć go powrotu..  Dla rodezjanow gonitwa to  cel życia , to najlepsza zabawa  i rozrywka. One gonią intuicyjnie i całkowicie podświadomie … Zanim do mózgu dotrze informacja co i kto , właśnie wystartowały … i po dłuższej chwili przyszła refleksja … a przecież to mój własny KOT ! 

Dlatego wybierając się na spacer z rodezjanem lub kilkoma rodezjanami upewnijcie się , czy teren wokół was jest na tyle bezpieczny , że możecie odpiąć smycz , czy nie ma w pobliżu ruchliwych dróg.  Teren może wydawać się pusty ale zawsze pod jakąś miedzą może siedzieć skulony szarak , który wystartuje gdy nasze psy przebiegną mimo . Wtedy nie ma zmiłuj - pogonią wszystkie …  Pierwsze wrócą te , którym się nie chce gonić , bo wiedzą , że są wolniejsze  i szaraka nie dościgną , kolejne wrócą te , które są łakome i wiedza , że dostaną smakołyk , ostatnie  zazwyczaj wracają te , które wiedzą , że dostaną bure od zagotowanego ze złości właściciela.
Najbardziej newralgiczny jest okres dorastania młodego rodezjana , czasem wydaje się , że nic nie dociera do zakutego łba , nasze komendy są na nic , pies nie słucha , pies ucieka… Wtedy trzeba się zaopatrzyć w linkę o długości minimum 10 metrów i zacząć puszczać psa luzem na lince… gdy zaczyna przygotowywać się do pogoni mamy jakąś szanse , że zdążymy przydepnąć linkę i zastopować psa … Oczywiście należy go natychmiast pochwalić i dać ciasteczko. Gdy nam się nie uda zatrzymać psa , to gdy jednak wróci – tez dajemy ciasteczko. I tak ćwiczymy do upadłego… Po dłuższym lub krótszym czasie konsekwentnej nauki dostrzeżecie poprawę . 

Polowania …. Czy zauważyliście jak perfekcyjnie wasze psy bawią się w polowanie w stadzie? Jeden naprowadza wyimaginowaną zwierzynę , pozostałe  ją osaczają … często tą zwierzyną jest któryś z  psów ze stada… Wtedy pozostali  ruszają  w pościg , a „zwierzyna” ma za zadanie wyprowadzić ich w pole. To świetna zabawa – rozwija refleks i spryt, szybkość i refleks , dobrze jeśli bawią się tak między sobą . Gorzej gdy zaczną polować naprawdę , bo choć wciąż to pozostaje zabawą , to pies może zniknąć na dłuższą chwilę , a w skrajnych wypadkach wrócić po kilku godzinach albo  wcale.
Psy zazwyczaj dematerializują się gdy właściciel pogrąży się w myślach, rozmowie , pisaniu smsa… w każdym razie straci czujność . Gdy zaczyna wołać psy zazwyczaj jest za pożno, mogą być już daleko. Niestety w takiej chwili pozostaje nam czekać w tym samym miejscu licząc , że wrócą  do nas za niedlugo.  Jak bardzo dłuży się wtedy czas i jak człowiek jest bezradny , to  ja wiem najlepiej … Moja pierwsza suka pozwoliła mi tego uczucia zasmakować , bo  choć była bardzo karnym i posłusznym psem  to na spacerach w lesie zachowywała się jak narkoman na głodzie , który wyczuł właśnie porcję narkotyku …  Czasem czekałam godzinę , czasem dwie … a czasem wracałyśmy osobno.
Od tamtej pory wszystkie moje psy uczę przychodzenia od momentu , gdy tylko nauczą się chodzić .



wtorek, 20 grudnia 2016

Moja opowieść wigilijna ...




Zdecydowanie odradzam kupno żywego zwierzaka w charakterze prezentu gwiazdkowego.
Prezenty pod choinkę najczęściej kupuje się pod wpływem impulsu, rzadko bywają przemyślane i często nie sprawiają takiej radości jakiej byśmy się spodziewali. Mały problem jeśli obdarowany nie cieszy się z koszulki, szalika ale dużo poważniejsza sytuacja powstaje  gdy nietrafionym prezentem jest szczeniaczek lub mały kociak …. Przede wszystkim decyzja o zakupie żywego zwierzęcia  jest wspólną decyzja całej rodziny  i powinna być poprzedzona szczerą rozmową na temat podziału obowiązków.
 Zwierzę w domu  to nie tylko wielka radość  i zabawa ale również  odpowiedzialność i obowiązek.”

Ten tekst przesłałam na prośbę dziennikarki z portalu Trójmiasto.pl  , został umieszczony pośród innych wypowiedzi  jako głos hodowcy psów . Po czym przypomniałam sobie , że raz jedyny postąpiłam niezgodnie z powyższym twierdzeniem …
To było wiele lat temu …. Odbiór ówczesnego miotu przypadał w okresie bożonarodzeniowym i skóra mi cierpła , gdy telefon dzwonił i kolejna osoba  zwierzała się ze swego genialnego pomysłu aby kupić szczeniaczka pod choinkę swoim rodzicom, cioci i wujkowi , dziecku… Zadzwoniło nawet dziecko aby zamówić szczeniaczka …. Co gorsza – nikt wtedy nie wiedział nawet jak wygląda ta rasa ani tym bardziej jaki ma charakter. Ale nazwa brzmiała egzotycznie i to wystarczyło aby szczenię Rhodesian Ridgeback znalazło się w kategorii prezent pod choinkę – oryginalny , niepowtarzalny i pożądany.
Gdy zadzwonił młody człowiek i po kilku pytaniach powiedział , że chce kupić psa mamie , nie wytrzymałam i wypaliłam , że może kupić owszem ale pluszowego. Młodzieniec roześmiał się i powiedział , że z pluszakiem to nie da się spacerować , a mama potrzebuje aktywnego towarzysza  długich spacerów.  Odparłam mu , że skoro tak to niech mama sama przyjedzie porozmawiać , bo mowy nie ma aby szczenię wyjechało ode mnie w charakterze prezentu pod choinkę. Lekko zrozpaczony chłopak próbował jeszcze powiedzieć , że to ma być niespodzianka … Trudno , nie i już.  Chłopak umówił się ze mną jednak o oglądanie szczeniąt , pomyślałam , że będzie próbował mnie przekonać i  moje nastawienie było bardzo  sceptyczne.  Jakie było moje zdziwienie , gdy  oprócz młodego człowieka przyjechała jego ówczesna jeszcze dziewczyna … i mama.  Mama  okazała się świetną osobą , uśmiechniętą i aktywną , od razu rozwiała moje wątpliwości i na koniec z uśmiechem powiedziała mi , że od dłuższego czasu wysyłała sygnały w stronę dzieci , że przydałby się jakiś pies w domu , aż wreszcie położyła na stole kuchennym gazetę z moim ogłoszeniu o szczeniętach … No i wreszcie się domyślili! Śmiała się ze zdumionej miny syna.  Gdy wychodzili od nas , pani mrugnęła do mnie i powiedziała – jakby co , to mnie tu nie było , to ma być niespodzianka !
Dzieciaki jeszcze  raz przyjechały aby dobrać odpowiedni wiklinowy koszyk i wszystko odbyło się tak jak odbyć się nie powinno.  W poranek wigilijny przyjechali po odbiór ślicznej suczki z koszyczkiem i olbrzymią czerwoną kokardą . Oczywiście mama była  zaskoczona , ucieszona i popłakała się ze wzruszenia.  Widywaliśmy się  potem na wspólnych spacerach , w międzyczasie dziewczyna stała się żoną i syn wyprowadził się z domu . Mama została sama z suczką … 
Minęły chyba dwa lata gdy chłopak zadzwonił do mnie i  zdrętwiałym głosem  poinformował  mnie o nieszczęściu… Zdarzył się wypadek samochodowy. W samochód mamy , którym podróżowała razem ze swoją siostra i psem wjechała ciężarówka , siostra nie żyje , suka jest lekko poturbowana , a mama … w stanie ciężkim leży w szpitalu.  Rokowania są  niepewne.
Po dłuższym czasie mama  wybudziła się ze śpiączki i po jeszcze dłuższej rehabilitacji wróciła do domu … niestety na wózku.  Kontakt  z nią był mocno ograniczony , bo również  nie mówiła  i lekarze do końca nie potrafili odpowiedzieć czy rozumie to co dzieje się wokół niej. Zaproponowałam , że zajmę się suczka , przecież tyle mają problemów  i musza zorganizować opiekę nad mamą. Wówczas usłyszałam cos co będę pamiętać do końca życia. Chłopak cichym głosem powiedział , że suczka cały czas siedzi przy wózku mamy , kładzie głowę na jej kolanach a wtedy mama ożywia się i próbuje głaskać głowę suni … „To jest jak na razie  jedyny świadomy przejaw  życia  ze strony mamy , ale mam nadzieję , że skoro  czyni tyle wysiłku aby pogłaskać swojego ukochanego psa to będzie dobrze…. Nie mógłbym oddać ukochanej suni , teraz jest dla niej całym jej światem.”  To były słowa  młodego człowieka , któremu nagle życie zweryfikowało plany . Musiał przeorganizować swoje życie tak aby zaopiekować się niepełnosprawną mama , … i przez myśl mu nie przyszło aby oddać psa bo jest dodatkowym balastem….

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Wkręcony w fobie ... :)




Wyjaśnię  co mam na myśli używając sformułowania „wkręcanie” w fobie  w odniesieniu do rodezjana. Posłużę się do zobrazowania tego terminu moimi doświadczeniami z końmi.
 Otóż wiele lat temu , gdy zaczęłam jeździć na moim drugim koniu Edenie zaczęłam spoglądać na świat jego oczami. A musicie wiedzieć , że Eden jest koniem o osobowości neurasteniczno paranoidalnej. Pierwsze moje próby samodzielnego wyjazdu poza teren stajni   wyglądały dość żałośnie …. Koń tylko przekroczył bramę i stawał dęba… Byłam zrozpaczona  i uważałam , że nigdy nie wyjadę na nim sama w teren . Owszem w zastępie innych koni nie było żadnego problemu , ale samotnie … co to to nie ! Na szczęście miałam jeszcze Bafla , na którym odbywałam długie konne wycieczki , a na Edenie ćwiczyłam w obrębie ośrodka – trochę skakaliśmy , trochę jeździłam ujeżdzeniowo.  Koń przekonał mnie , że nie ma mowy aby wyjeżdżał do strasznego lasu . Przełom nastąpił gdy zaczęłam wyjeżdżać z Edenem na treningi . Dopiero pod wpływem bardzo mądrego trenera dowiedziałam się , że mój koń oszukuje mnie … z lenistwa. Otóż Eden będąc koniem obrzydliwie leniwym chciał mnie przekonać , że nic nie wyjdzie z próby zwiększenia intensywności treningów, nici z pracy… Było mi przykro , bo uważałam , że ofiarowałam mu swoje serce i czas , a on tak mi się odwdzięczył… Haha.. takie typowe dla ludzi uczłowieczanie zwierząt. Nic bardziej mylnego – Eden nie rozumował w ten sposób! Otóż będąc przeuroczym , inteligentnym koniem obdarzonym głęboką niechęcią do pracy trafił  na podatny grunt - na starszą panią , która z obawy przed upadkiem , walką z koniem odpuściła mu wszelkie formy aktywności nie będące po jego myśli …
Brzmi znajomo … ??? Ha ha… no cóż  większość naszych rodezjanów to przeurocze i szalenie inteligentne stworzenia… 

Słuchajcie dalej … Gdyw pierwszej chwili  zrobiło mi się przykro , w kolejnej  trafił mnie szlag ! Jak to – tyle  poświęconego czasu , tyle  wydanych pieniędzy a koń mnie nie szanuje ???  Zabrałam się ostro do pracy … Na końskim pysku zawitał na stałe wyraz ogromnego zdziwienia ! Jak to – ja , JA mam pracować ??? Nigdy w życiu , nie chce mi się i już ! Oj , ciężko było … byłam obolała od ciągłych upadków , od żmudnej pracy pot lał się ze mnie i z Edena… 
Fakt faktem , że Eden do dziś  pozostał leniem i rzadko chce mu się pracować , ale razem przebyliśmy długą drogę , myślę że warto było , choć trener rzekł kiedyś , że gdybym włożyła tyle pracy w innego konia , to miałabym świetnie wyszkolonego i łatwego w obsłudze konia …  Dziś jesteśmy na innym etapie , po chorobie Eden jest już koniem tatersalowym i obijamy się razem … Wciąż ma nieznośne fobie , ale ja już nie daję się w nie wkręcać … Bowiem gdy zaczęłam już pracować z Edenem na poważnie i udało mi się zmusić go do wyjazdu poza stajnie , to byle listek , byle promyk słońca , byle hałas powodował , że koń doznawał ataku paniki ! A ja razem z nim ! Po pewnym czasie zorientowałam się , że sama wysyłam sygnały koniowi , ze oto zbliża się cos groźnego i z pewnością wszystko skończy się   źle… Gdy zbliżaliśmy się do ogrodzenia , gdzie ostatnio zaszczekał malutki kundelek , a Eden uskoczył, ja już  odruchowo  spinałam się oczekując odskoku a koń spinał się  razem ze mną. Ja się przygotowywałam na najgorsze , a on sądził , że OTO NAJGORSZE PRZYCHODZI!  A straszne było wszystko – od szczekania psów , po rowerzystów , białe plamy świeżego śniegu , świeżo  wykopany rów( przecież ostatnio tam go nie było!!) , kałuże z pyłkami kwiatów , kałuże w których odbijało się słonce … Cały świat był jednym wielkim wyimaginowanym zagrożeniem !
Czy to nie jest podobne do zachowania młodego dojrzewającego rodezjana, który nagle zdał sobie sprawę , że oto świat jest niebezpieczny a ja muszę coś koniecznie zrobić ! Zareagować ! Mój pan i ja jesteśmy w niebezpieczeństwie , muszę coś zrobić , ten facet w kapeluszu i ciemnym prochowcu jest
P O D E J R Z A N Y ! Dlaczego mój pan nie reaguje!!??
Jedno szczęście , że nie musimy na rodezjanie wysiedzieć w siodle.
W zasadzie teraz to ja musiałam nauczyć się panować nad sobą , dla odprężenia zaczęłam gadać do konia , no i przestałam się denerwować na zapas  , owszem musiałam się nauczyć utrzymywać w siodle gdyby Edenowi przyszło do głowy wykręcić śrubę albo stanąć dęba … ale szło nam coraz lepiej. Przestalam „wkręcać się” w fobie mojego konia i przestałam spoglądać na świat jego oczami . Czasem wiem , że coś go może przestraszyć , specjalnie tam jadę i nie zwracając uwagi na straszny obiekt przemawiam do niego spokojnie … Jaką miałam ostatnio satysfakcję , gdy  mój koń zaufał mi i przeszedł ze mną w siodle zalaną drogę przez mokradła ,a  woda była po brzuch konia , a biedne psy zostały w tyle bo bały się wejść do ciemnej , brązowej,  bagnistej wody.

 Powinnam powiedzieć , że Eden nauczył mnie wiele jak obchodzić się z rodezjanami …ale różnica pomiędzy koniem a psem jest zasadnicza ( oprócz rozmiaru) – koń jest zwierzęciem uciekającym a pies atakującym. Koń wobec niebezpieczeństwa reaguje odruchowo ucieczką , pies zatrzymuje się i staje twarzą w twarz z niebezpieczeństwem lub też usiłuje sie z nim zmierzyć ,

  Jednak i konie i rodezjany maja ze sobą wiele wspólnego – przede wszystkim wysoką inteligencje i empatię  jeśli chodzi o charakter i usposobienie , natomiast jeśli chodzi o eksterier – zauważyliście jak harmonijnie zbudowany jest koń i rodezjan ? Z jak wielką gracją poruszają się konie i rodezjany o bardzo zrównoważonych , zbalansowanych sylwetkach ? A  jeśli mieliście przyjemność obserwować jak bawią się konie na pastwisku  dostrzeżecie wiele podobieństw  do bawiących się rodezjanow …
Ale to juz temat na inny post ....