Eden zwany Edkiem. Dołączył
do naszej rodziny w wieku 7 lat. Był bardzo spokojnym i ułożonym koniem, aż za
spokojnym… Wykonywał wszystkie polecenia , skakał jak z nut , jak nakręcona
zabaweczka…
Tylko , że nie było w nim konia właściwego… Gdy wchodziłam do jego boksu
nie zwracał na mnie uwagi – stal z opuszczoną głową odwrócony do ściany. Byłam
przyzwyczajona do radosnych powitań Bafla , do jego niecierpliwego poszukiwania
przysmaków , do trochę brutalnego domagania się więcej i więcej … a tu konia nie ma. Miałam wrażenie , że
wszystko mu jedno – czy jestem czy nie.
Po kilku miesiącach pracy – z ziemi przede wszystkim - Eden zaczął się otwierać … No i wyszły na
światło dzienne wszystkie jego lęki – rzeczywiste i wyimaginowane , z przewagą
tych drugich. Eden w istocie okazał się koniem „złamanym” ,
poprzedni właściciele w dość brutalny sposób zmusili go do posłuszeństwa i koń
zamknął się na amen. Na pozór był bardzo
spokojny i grzeczny , czasem tylko jego reakcje szokowały mnie – na przykład jak wtedy gdy rzucił się na klacz w stadzie i
zaczął ją gryźć w szyje . Poranił ją , a ja zupełnie nie wiedziałam dlaczego
tak zareagował… I to wałach ! Krok po kroku otwierałam konia i niestety dla
siebie wypuszczałam kolejne demony. Eden nie umiał kompletnie zachować się w
stadzie koni więc reagował agresja , bez przerwy leczyłam ugryzienia, opuchlizny
po skopaniu … Eden rósł przez pierwsze 7
lat swojego życia w izolacji od stada –
jedna pseudo teorii dotyczących wychowu koni sportowych mówi właśnie o konieczności
izolowania koni od siebie aby nie uległy urazom. Eden wiódł smutny żywot konia sportowego sporadycznie
wyprowadzanego na skrawek ziemi o wymiarze mojej sypialni . Wychodził wyłącznie
na treningi i na zawody.
Gdy odkrył przestrzeń i inne konie zupełnie nie wiedział co
ma z tym wszystkim zrobić , jak się zachować … Właściwie pierwsze nasze wspólne
lata to były nieustające kontuzje , ponieważ Eden szalał jak młody źrebak . Oprócz tego ulegał panicznym napadom lęku , do tej pory
świat był ograniczony stajnią , przyczepą … oraz szklaną szybą , która sam
postawił miedzy światem a sobą … z lęku. Wydobywałam konia , ale w zamian
fundował mi niespodzianki w postaci zrzutek przy każdej nadarzającej się okazji. Dla niego świat był najstraszniejszym miejscem
, gdzie każdy listek , pyłek , ptaszek , trzask złamanej gałązki był zwiastunem
nadchodzącego niebezpieczeństwa. Po
latach dopracowaliśmy się fajnego kompromisu , ale wciąż Eden nie jest koniem , który odważnie spojrzy
niebezpieczeństwu w pysk… Za to wita
mnie już zawsze rżeniem , gdy wchodzę do
stajni … potrafi się wtulić w ramię i
tak stać przez chwilę…
Baflo z Edenem stanowią dziś cudowną parę – Baflo realizuje się przy Edenie
jako przywódca , Eden ma swojego
prywatnego body guarda. Czasem mam wrażenie , że Baflo bardziej potrzebuje
Edena niż na odwrót … uczuciowy Baflo nawołuje Edena , gdy jeździmy na placu ,
wita go serdecznie gdy wyprowadzam go na pastwisko … A Eden … a Eden po prostu
pozwala się kochać …
Jak ta historia ma się do dominacji ? Otóż często ludzie
mylą dominacje z agresją , stawiają znak równości pomiędzy jednym i drugim. Nic
bardziej mylnego – zrównoważony dominant , który uzna przywództwo w stadzie
jest najbardziej przewidywalnym i stabilnym zwierzęciem. Można na nim polegać ,
nigdy nas nie zaskoczy niezrozumiałym i agresywnym zachowaniem . Za to podporządkowany osobnik , któremu
oddamy niechcący przywództwo lub który musi skonfrontować się ze światem może zachować się w sposób zupełnie
niespodziewany i agresywny z powodu absolutnego braku gotowości .
Słaby psychicznie osobnik ulega ciągłym frustracjom konfrontując swoje możliwości z światem
zewnętrznym. A frustracja leży u podstaw agresji …
Ale to temat na inny tekst … i chyba nie tylko o zwierzętach
….
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz